Paweł Beręsewicz - Pan Mamutko i zwierzęta (Wydanie II)
PAWEŁ BERĘSEWICZ












Pan Mamutko i zwierzęta (Wydanie II)

Pan Mamutko i zwierzęta (Wydanie II)  

Skrzat (2008)

     Nie ma na świecie drugiego człowieka, który miałby tak niezwykłe znajomości, jak pan Mamutko. Byk - specjalista od krowich mód, dzielna żyrafa z ruchu oporu, spragniony świątecznego ciepła karp... to tylko niektóre z barwnego korowodu zabawnych postaci żyjących na kartach tej książki. Jakie to szczęście, że pan Mamutko jest "wielkim miłośnikiem zwierząt i znawcą ich języków", inaczej nie wiadomo, jak skończyłaby się niejedna z jego niesamowitych przygód! Zwierzęta mają tu sporo do powiedzenia. Oj, mają!
     Książeczka składa się z dziesięciu opowiadań i podejrzewam, że każde z nich mocno was zaskoczy. Zacznijcie na przykład od tego:

KSIĄŻKA NAGRODZONA
• Konkurs Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY - 2006 - Nominacja

JAK PAN MAMUTKO KUPOWAŁ NAROŻNIK

     Pan Mamutko miał różne rzeczy, ale największą z nich był dom w Sianoku. Dom miał różne pomieszczenia, ale największym z nich był salon. Salon z kolei jak każdy szanujący się pokój posiadał cztery kąty. Jeden zajmowała rozłożysta palma w kamiennej donicy, w drugim znajdował się ciemnobrązowy regał z książkami, w trzecim stał zabytkowy kufer podróżny służący teraz jako pojemnik na obrusy, a w czwartym nie było po prostu nic. Czasem przycupnął tam jakiś zabłąkany kurzowy kot, cudem ocalony przed żarłoczną paszczą odkurzacza, ale najczęściej z kąta ziała straszliwa pustka, która bardzo martwiła pana Mamutkę.
— Wiesz co, żono — rzekł któregoś dnia pan Mamutko do swej małżonki. — Z tym kątem można by było coś wreszcie zrobić.
— Ano można — zgodziła się pani Mamutko. — Tylko co?
— A gdybyśmy tam coś postawili? — wpadł na pomysł pan Mamutko.
— Ano można — zgodziła się pani Mamutko. — Tylko co?
— A gdyby tak jakiś mebel? — podsunął pan Mamutko.
— Ano można — zgodziła się pani Mamutko. — Tylko jaki?
— A gdyby tak kupić narożnik? — olśniło pana Mamutkę.
— Ano można — zgodziła się pani Mamutko. — Tylko gdzie?
— Fakt — zmartwił się pan Mamutko. — Tylko gdzie?
     Klapnął bezradnie na krzesło pod palmą i patrząc smętnie na pusty kąt, zamyślił się głęboko. Myślał, myślał, myślał, myślał, podrapał się w głowę i znowu myślał, myślał, myślał, myślał, pogładził się po brodzie i znowu myślał, myślał, myślał, myślał, postukał się paznokciem w zęby i znowu myślał, myślał, myślał, myślał, aż nagle…
— MAM! — krzyknął i pacnął się w czoło.
     Wyskoczył spod palmy jak z procy i rzucił się w stronę regału, z którego pospiesznie ściągnął grubą książkę telefoniczną.
— A, B, C, D — nerwowo przerzucał żółte kartki — K, L, M, N! Jest! Naaa… naleśniki, na pierniki, narożniki! Bardzo proszę! "Fernando –Centrum Narożników. Trawa Mazowiecka, ulica Zielona 15".
— Żono! — zawołał pan Mamutko. — Znalazłem narożniki! Jadę do Trawy!
     To rzekłszy, chwycił samochodowe kluczyki i wybiegł z domu. Niewielkie autko pana Mamutki, zachwycone perspektywą spaceru, ruszyło z kopyta i dziarsko pomknęło w kierunku Trawy Mazowieckiej. Pan Mamutko był w doskonałym nastroju. Uśmiechał się promiennie do mijanych krajobrazów i bębniąc rytmicznie palcami w kierownicę, podśpiewywał sobie na rockowo:
Na-ro-ro-ro-ro-ro-żnik w Trawie sprawię sobie w mig!
W Trawie sprawię sobie w mig na-na-na-na-na-ro-żnik!
     I tak to z lekkim sercem i pieśnią na ustach przybył pan Mamutko do Trawy Mazowieckiej. Przejechał przez miasteczko w tę i z powrotem, ale szyld Fernanda nie rzucił mu się w oczy. Zostawił więc autko na zacienionym skwerku przed trawskim kościołem, a sam postanowił zasięgnąć języka.
— Przepraszam bardzo — zwrócił się do pewnego starszego trawianina odpoczywającego na pobliskiej ławeczce. — Szukam sklepu Fernanda, w którym sprzedają narożniki. Wie pan może, gdzie to jest?
— Panie — prychnął trawianin — w Trawie każde dziecko wie, gdzie jest Fernando. Proszę za mną! Zaprowadzę pana, to niedaleko.
     Pan Mamutko uśmiechnął się z wdzięcznością i ruszył za swoim przewodnikiem. Przez jakiś czas szli główną ulicą, a potem skręcili w jedną z niewielkich przecznic. Tam po kilkunastu krokach oczom pana Mamutki ukazał się wielki szyld z napisem: FERNANDO – NAROŻNIKI. Kiedy byli już blisko, ze sklepu wyszła dość młoda krowa rasy holenderskiej i minąwszy ich w milczeniu, ruszyła w stronę, z której przed chwilą przyszli. Pan Mamutko miał ochotę zapytać, o co właściwie chodzi, ale nie zdążył, bo właśnie stanęli przed witryną Fernanda. Uczynny trawianin pchnął drzwi i kiedy obaj weszli do środka, zawołał w stronę lady:
— Temu panu potrzebne narożniki!
     Za ladą siedziała wielka łaciata krowa, która na ich widok podniosła wzrok znad krzyżówki i z najwyższym zdumieniem spytała:
— Muuuuuu?
— A niby czemu nie? — żachnął się pan Mamutko.
     Łaciata ekspedientka zerwała się ze stołka i potruchtała na zaplecze. Przez chwilę dochodziło stamtąd ożywione porykiwanie, po czym za ladą pojawił się młody dorodny byczek.
— Fernando jestem — przedstawił się grzecznie. — Czym mogę służyć?
— Chciałbym kupić narożnik — wyjaśnił pan Mamutko.
     Fernando przez krótką chwilę wyglądał na zaskoczonego, ale szybko się opanował i powiedział:
— Jestem pewien, że zaraz znajdziemy jakąś odpowiednią parę dla szanownego pana.
— Parę? — zawołał zdumiony pan Mamutko. — Ależ ja szukam jednego narożnika!
— Aha, tylko jednego, rozumiem — powiedział Fernando z wyraźną troską w głosie. — A czy wolno zapytać, dla kogo?
— No… dla mnie — odparł pan Mamutko i wydało mu się, że Fernando jakoś dziwnie przygląda się jego głowie.
— Czy życzy pan byczy? — niepewnie spytał ekspedient.
     Pan Mamutko odpowiedział dowcipnie, że jak się byczyć, to na byczym, na co Fernando z uprzejmym uśmiechem wyciągnął racicę i poinformował:
— Bycze są po tej stronie.
     Wzrok pana Mamutki podążył za gestem Fernanda. Ze wskazanej ściany wystawały cienkie chromowane pręty, z których na plastikowych haczykach zwisały w parach kolorowe podłużne woreczki trochę przypominające skarpetki, tylko że węższe i bez pięt. NAROŻNIKI BYCZE głosił wielki napis na ścianie, a mniejsze tabliczki umieszczone nad poszczególnymi grupami wieszaków oznajmiały: NAROŻNIKI ŁĄKOWE, NAROŻNIKI OBOROWE, NAROŻNIKI OCHRONNE DO BODZENIA. Do każdego pręta przyczepione były małe plakietki z jakimiś numerami, a między wieszakami stał na postumencie plastikowy model byczej głowy z rogami w eleganckich obcisłych pokrowcach.
— Towar pierwsza klasa! — powiedział z dumą Fernando. — Słyszał pan naszą reklamę w Radiu Trawa? Na każdym rogu narożniki Fernanda!
     Pan Mamutko udał, że nie słyszy, i z coraz większym zaniepokojeniem rozglądał się po sklepie.
— A takich zwykłych narożników, do siedzenia i oglądania telewizji nie macie? — spytał wreszcie słabym głosem.
     Fernando wyjął spod lady katalog i uważnie przestudiował spis treści, po czym zrobił smutną minę i powiedział:
— Przykro mi, ale nie mamy. Wydaje mi się jednak, że do siedzenia i oglądania telewizji można z powodzeniem założyć oborowe.
     "Taki kawał drogi na marne!" — pomyślał pan Mamutko i z jego piersi wyrwało się ciężkie westchnienie. Już miał podziękować byczkowi Fernando za miłą obsługę i wrócić do samochodu, kiedy nagle coś sobie przypomniał. Odszukał wieszak z napisem NAROŻNIKI CIELĘCE i wybrał zieloną parę w najmniejszym rozmiarze.
— To dla syna — wyjaśnił przy kasie. — Skończył właśnie pięć lat i zaczyna pokazywać różki.
— Naprawdę świetny wybór — pochwalił Fernando. — A to w prezencie od firmy — dodał, wręczając panu Mamutce piękny firmowy naogonnik w szkocką kratę.